CZECHY CZ. III – OSTRAVA – VITKOVICE CZYLI JAK ZAROBIĆ NA POSTINDUSTRIALNYM ZŁOMIE.

Stwierdzenie, że turystyka generuje olbrzymie zyski to truizm. Każdy wie o tym. Od Władywostoku po Dakar, od Tromso po Kapsztad, od Anchorage po Ushuaię niesie się gromkie:

-TURYSTO, PRZYBYWAJ!

I następujące zaraz po nim, znacznie cichsze, prawie niesłyszalne:

-CHCEMY NA TOBIE ZAROBIĆ!

Bo zarobić na turystyce chciałby każdy.

Dotarło to do władz takich krajów jak środkowoazjatyckie republiki postsowieckie, do niedawna patrzące niezbyt przychylnym okiem na przybyszów, a obecnie liczące pliki dolarów i euro przywiezionych przez turystów.

Podobne wnioski wyciągnął niedawno Iran, Arabia Saudyjska i Rosja, które wprowadziły wizy elektroniczne. Czyżby ceny paliw za bardzo spadły i trzeba dorobić na turystach?

Tą samą drogą idą Wietnam, Indie i Pakistan, o wizy których znacznie łatwiej niż kiedyś i dostaniemy je przez internet.

Wizy zniosły ostatnio Turcja i Sri Lanka, a inne kraje sprzedają je za symboliczne kwoty na granicach.

Cóż, turysta oznacza zwiększone wpływy do budżetu i powstawanie nowych miejsc pracy. Przyjedzie, obejrzy góry (morze, jeziora, wodospady, wulkany, słonie, pustynię czy jeszcze inne atrakcje) i kasa będzie się zgadzać. Przyciągnijmy więc go zanim zrobią to inni!

Myślę, że podobnym tropem poszli włodarze Ostravy, średniej wielkości i równie średniej atrakcyjności miasta przy granicy z Polską. Spójrzmy prawdzie w oczy: poprzemysłowa, leżąca na uboczu Ostrava nigdy nie stanie się Dubajem, Bangkokiem czy Paryżem. Ale manewr, który wykonała, by przyciągnąć turystę wyszedł całkiem udanie i za to im chwała.

Co takiego zrobili? Ruszyli głową – a to zawsze popłaca. Otóż w Vitkovicach, peryferyjnej dzielnicy Ostravy, pod koniec XX wieku zamknięto funkcjonującą od ponad stu lat hutę – bodaj największą w Czechach. Po tym olbrzymim zakładzie pracy, zatrudniającym w czasach prosperity nawet około 20 tys. osób zostały hektary poprzemysłowych terenów, wypełnionych tysiącami ton żelastwa, konstrukcji, zbiorników, powyginanych rur, przypominających poskręcane jelita. Kominy pną się w górę niczym minarety, jakieś rdzewiejące cysterny czy zbiorniki wypinają opasłe brzuszyska. Straszą powybijane szyby w oknach hal fabrycznych.

 

 

Cały ten teren został ogrodzony, zabezpieczony tak, by ktoś nie wpadł do dziury w ziemi lub kanału, albo żeby rdzewiejąca belka nie spadła na głowę i…. mamy atrakcję turystyczną!

Do tego parking, niewielkie centrum obsługi gości, gdzie można kupić pamiątki lub zamówić wycieczkę w ramach grupy zorganizowanej i interes zaczyna się kręcić!

Inna opcja? Pozostawić te tony żelastwa sobie… W najlepszym razie za sto lat zeżre je rdza. Lub rozkradną złomiarze…

 

 

Ale do tego czasu pewnie gromadziliby się tu bezdomni, a ochlaptusy i ćpuny miałyby miejsce spotkań, sąsiedzi gehennę, a policja dużo roboty.

Zaoszczędzono mnóstwo forsy na rewitalizacji tego terenu. Nie wyobrażam sobie kosztów pocięcia tego wszystkiego palnikami, rozburzenia budynków i wywiezienia tysięcy ton gruzu i złomu na miejsce przeznaczenia.

Tak powstała oryginalna atrakcja turystyczna, przyciągająca nie tylko zwiedzających, ale także undergroundowych artystów malarzy, zdobiących ponure ściany huty swoimi malowidłami.

 

 

Teren huty powoli, powoli lecz systematycznie zaczyna przegrywać z siłami natury. Jakieś roślinki coraz śmielej wyłaniają się ze szpar i rozpadlin i zarastają coraz większe połacie obiektu. 

Wybujała fantazja podsuwa mi przed oczy przyszłość, która pewnie nigdy nie nastąpi: za kilkadziesiąt lat huta w Vitkovicach stanie się takim czeskim Angkor Wat, olbrzymim terenem pełnym tropikalnej roślinności gdzieś w dżungli zamieszkałej przez dzikie zwierzęta, gorącej i wilgotnej jak ta z Półwyspu Indochińskiego. 

Odbywają się tu także koncerty muzyki alternatywnej. Kwestią czasu jest moim zdaniem moment, w którym huta zagra w jakimś hollywoodzkim (lub bollywoodzkim) filmie gangsterskim, wojennym, science fiction albo katastroficznym. Tutejsze budynki z czerwonej (kiedyś, obecnie brudnobrązowej) cegły to wymarzone dekoracje do jakiegoś mrocznego kina akcji.

Na terenie huty trafimy np. na starego MIGA 21 albo rdzewiejące, archaiczne wagoniki, służące niegdyś do transportu rudy lub węgla.

 

 

W przerwie w zwiedzaniu można wpaść do huty na drinka lub piwo i wypić je w …. tramwaju! Tak, tak właśnie wygląda drinkbar przerobiony z wysłużonego wagonu ostravskiej komunikacji miejskiej! 

 

 

Inną opcją gastronomiczną w tej okolicy jest bar na wysokiej Bolt Tower, na szczyt której prowadzą setki krętych schodów. Niestety, w żadnym z tych przybytków nie było dane mi gościć, bo podczas mojej wizyty w Vitkovicach były zamknięte z powodu pandemii 🙁 Szkoda, bo z Bolt Tower pewnie rozciągają się ładne widoki.

Natomiast inna „atrakcja” starej huty była otwarta. Choć wątpię, żeby to słowo było tu odpowiednie :-). Bo co może być atrakcyjnego w placu zabaw dla dzieci wśród ton brudnobrązowego żelastwa na poprzemysłowym, zdegradowanym terenie?

 

No, ale z drugiej strony pamiętam z lat szczenięcych, że najlepsza zabawa to harce po placach budowy, kanałach, piwnicach i ruinach 🙂

Więcej informacji o tym interesującym i nietuzinkowym miejscu – w tym cenniki, mapę i wskazówki dojazdu – można znaleźć tu:

https://www.dolnivitkovice.cz/pl/

Obecnie z powodu pandemii odbywa się mało jakichkolwiek imprez, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Czego i Wam i sobie życzę!

Lubisz podróże? Spodobał Ci się ten artykuł? Jeśli TAK –  dołącz do ekskluzywnego grona Ziemian Objechanych i polub na Facebooku FANPAGE  tego bloga. Zapraszam także do odwiedzenia mojego profilu na Instagramie oraz kanału na Youtube.

Komentarze dla: “CZECHY CZ. III – OSTRAVA – VITKOVICE CZYLI JAK ZAROBIĆ NA POSTINDUSTRIALNYM ZŁOMIE.” (ilość: 4 )

    1. I trudno się z nią nie zgodzić! Huta w Vitkovicach to fajny pomysł na krótką wycieczkę podczas pobytu w Ostravie i okolicach. Polecam.

  1. Jak zwykle podziwiam zapał i talent. Wycieczka można powiedzieć edukacyjna , trudno mi nazwać tony złomu zabytkiem ale takie miejsca przyciągają. Ważnie nie siedzieć w jednym miejscu ,zwiedzać i dzielić się tym z nami . Z wyrazami szacunku dla osoby autora Balbina

    1. Uważam, że jednak jest to zabytek – techniki! I przy okazji skansen – muzeum pod gołym niebem! Mniejsza o nazewnictwo, wszystko jedno jak określimy ten obiekt, ważne że panuje tam fajna atmosfera a tutejsze konstrukcje pobudzają wyobraźnię. Mogłoby się wydawać, że to ponure miejsce, ale wcale tak nie jest. Atmosfera całkiem przyjemna? Pozdrawiam wierną czytelniczkę!?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *